Ołów w złoto
Wiośnie przez wielkie W, myślę.
Tam byliśmy, siam byliśmy
po czym się rozlecieliśmy
i tak patrząc na te fale
myśleliśmy: świat już wcale
nie rozrasta się w kosmosie
i nie leci siam po skosie,
tam zatem nie dotrze nawet
jeśli wdzieje ryży bawet
i jak mama pokołysze
biodrem. Rozchybocze ciszę
w karuzelny huśt niebiański
w zwariowany dygot pański
i przemieni ołów w złoto
potem rzeknie: "Lejże, słoto"...
Nie doleci, bo zatrzyma
się u wylotu komina
i, westchnąwszy z głębi piersi,
zrzuci korony z popiersi
powyrywa flagom tyczki
skończy spiski i potyczki
i rozpirzy wszystko w prochy
zgasi drogie papierochy
zbije szkło z bunkra pod łóżkiem
ochrzci platan "cud kwiatuszkiem"
nie doleci do bariery
nigdy więc nie będzie szczery
łut ułudy znów wypali
wciąż będziemy głupio mali.
Komentarze (1)
Wiersz jak zwariowany świat,każdy znajdzie w nim coś
innego.Fantastyczny wiersz!!!!Pozdrawiam serdecznie+++