Olsza
W kawałku trocin przyschła
w ciężkiej bańce pod powietrzem
prawdziwa mara – olcha.
A rzęsy jej zgrabnie drętwe
ciągną menisk do kaplicy.
Proboszczowi myje skroń,
bo za długo dzisiaj ćwiczył,
ambonowy – zgięty – lot.
„Trzy opiłki znad pszenicy,
tworzą nam opański dom”.
Wnet wiklina ich ozłoci,
da im olcha worek stóp,
wino szybko pasterz spłodził,
będą żywi, będą czuć,
że ta olcha, to nie wróg.
Komentarze (5)
Przepraszam za błąd niebanalny
babciu2, skoro już bardzo musisz wiedzieć.. to jestem
olszą... tu nie ma czego tłumaczyć... słowa są, aż
nazbyt oczywiste...
pozdrawiam
Wiersz, bardzo ciekawy , bogaty w treść i nie banalny.
Pozdrawiam
a teraz proszę przełóż to z ~michowego~ na nasze. mam
ochotę na oklaski, ale nie wiem, w którym miejscu
jesteś Ty, w wiklinie czy u proboszcza przy plebanii.
Ciekawy wiersz...daje do myślenia gdyż dość trudno mi
go konkretnie zinterpretować...pozdrawiam