On był tutaj...
ON BYŁ TUTAJ... szeroko otworzył drzwi.
Wszedł jak gdyby nic – Szaman mej
udręki...
Mienił się być Bogiem, prysły moje sny,
bumerangiem wspomnień powróciły lęki.
W ręce trzymał kwiaty.. obiecując Raj,
jak złodziej wdzierał się do mego serca...
Słonością skruchy spokoju woal zdarł,
zaplątaniem myśli – ust moich
najemca.
Szeptał: nie oglądaj miła swoich rąk...
Marzyłem o nich upiornych nocy sto...
Zacałuję linie życia – one złudne
są...
W zakrętach skrzyżowań było tylko zło.
Ustom oniemiałym w krzyku zadał gwałt.
Mówił – ja bez Ciebie nie potrafię
żyć!
Niczym wiersz...masz oczy zielone tak...
Pozwól zrobić śniadanie, pozwól znowu
być!!!
Dotykiem zabijał świetliste smugi ciał,
w upojności słów, tych budzących dreszcz.
Piętnem żądz palących, że wpada się w szał,
róże drapią oczy. Tylko mgły i deszcz...
Zacisnęłam dłonie. Cierń mocniej
zdusiłam.
Karminowość róży leniwie spływała,
gęstością słodyczy palec oblepiła,
niczym tamten czas, żądłem ból zadała.
Spójrz na mnie, proszę – jestem jak
nieżywa...
Złote ziarna klepsydry "nasz czas" waży.
Uwierz mi, jesteś tak, jak kokaina...
Uczucia nicością pisane na plaży...
Odejdź. Zabierz ode mnie to całe zło,
omamy zmian, wizję wspólnego życia.
Niech myśli nie parzą, niechaj nadal śpią.
Mam tylko szklaną pustkę do odkrycia.
Lodowatość słów, niczym nurt potoku.
On tutaj był... powoli zamykał drzwi.
Skamieniały żal - kryształem soli w oku.
Przyjdę jutro... w moich wnętrzu brzmi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.