Z PAMIĘTNIKA KOSMICZNEGO PODRÓŻNIKA
Raz na Marsa się wybrałem
Dziwną sprawę zbadać chciałem
Jakieś zwierzę tam żyjące
Ogniem grzmiące i charczące
Hałas robi tam nielada
I tubylcom żony zjada
Miecz swój w podróż tą zabrałem
Zbroję także spakowałem
Lecąc statkiem w próżni czarnej
Międzygwiezdnej planetarnej
Do planety doleciałem
I już wkrótce wysiadałem
Na planecie smród panował
Potwór w majtki wciąż ładował
Ja też trochę posmrodziłem
I z potworem się zgodziłem
Zjadłem żonkę Marsjanina
I popiłem beczką wina
Poszłem spać do jego groty
Wyganiając wszystkie koty
I z postępowania mego
Zaufanie miałem jego
Więc gdy spał już mocno chrapiąc
Za rękojeść miecza łapiąc
Śmierdzące zarżnąłem bydle
Nie wiedzące nic o mydle
A więc bohaterem byłem
Podziwiano moją siłę
I z radości swym ogonem
Poruszyłem w jedną stronę
Popłoch wzbudzająć tym wielki
Poprawiłem swoje szelki
Potem paszczę otwierając
Marsjaninkę połykając
W planetarny statek wsiadłem
I z wrażenia aż pobladłem
Ogonowi się przyjrzałem
Wreszcie wszystko zrozumiełem
Jeśli do kogoś przystajesz
Wnet się takim samym stajesz.
Komentarze (4)
No tak,kto z kim przestaje,takim się staje
Marsjaninie:):)Pozdrawiam+++
Ubawiłam się, fajna baja.
Śmieszny. Zabierz mnie kiedyś ze sobą. Mało jest
wierszy o takim charakterze.
No to ja się już na Marsa nie wybieram.Pozdro.