Pani od polskiego
kiedyś na dwóch godzinach lekcyjnych napisałem tę balladę w LO.w 1999 roku. wiele razy występowałem z nią na scenie:)
Nocka dość ciemnawa była,
Ludzie z domów wyjść się boją!
Polonistka zakończyła
W dniu dzisiejszym pracę swoją.
I do domku powracała
Krocząc wolno po chodniku.
Wymęczona, prawie spała,
Przystanęła przy śmietniku.
Wnet zza krzaków wyskakuje
Uczeń Marek, z nożem w dłoni!
Serce, wątrobę jej pruje,
Ciągnie ciało do jabłoni.
Tam o kamień miażdży głowę,
Na kawałki sieka ciało,
Ręki ucina połowe-
Jemu ciągle to za mało…
Ścierwo polewa benzyną,
Zapałkę zapala w dłoni,
Później patrzy z dziwną miną
Jak po pani ogień goni:
„Ty oceny zaniżałaś,
Choć tak bardzo się starałem,
I rodziców wciąż wzywałaś,
A na lekcjach rzadko spałem!!!
Diabeł Tobą, ja uciekam,
Jeszcze gliny mnie dopadną…
Ani chwili nie zaczekam…”
Poszedł Marek w noc szkaradną.
Policja szuka winnego,
Marka nikt nie podejrzewa,
Nie żałuje czynu swego,
Ale szkoła…ubolewa…
(minął czas jakiś)
Marek z chemii miał klasówkę,
Ciało spociło się całe,
Mocno nadwerężył główkę,
Lecz pani wstawiła pałę.
Myśli Marek: „Głupia cioto!
Dorwę ciebie i zabiję!
Nożem cię obrócę w błoto.
Urwę ręce, nogi, szyję!”
Wtem podłoga mocno drgnęła,
Przed chłopcem jest polonistka!
Za rękę go pociągnęła.
W głowie Marka istna czystka:
„Tyś mnie zbóju zamordował,
Ciąłeś ciało bez litości,
Tyś okropnie się zachował,
Niechże spłoną twoje kości!
Giń szkarado! płońże żwawo!
Niech i ja się czymś ubawię!
Mam dla ciebie zemstę krwawą,
Srogie męki tobie sprawię!”
Marka ogień opanował,
Płoną ręce, głowa, spodnie,
Nikt go już nie uratował,
Zginął Marek niezbyt godnie…
Morał z tego bardzo jasny,
Każdy pewnie go odgadnie-
Człowiek za występek własny
Ucierpi, śmierć go dopadnie…
Trochę tu Mickiewicza, romantyzmu, prostych rymów i...uważaj kto za tobą idzie dziecko.
Komentarze (1)
Ej, to mój wiersz. Spadaj gupolu xd