Paranoja
Moje myśli są szalone
Moje oczy są zmęczone
Boję się dźwięków własnego umysłu
Boję się że kiedyś odejdę od zmysłów
Tysiąc lęków mnie się czepia
Jakaś zmora wciąż zaczepia
Czasem pędzę gdzieś beztroska
I szeroko uśmiechnięta
Nie wiem czemu lecz po chwili
Wraca do mnie ta obsesja
Przed oczami straszne sceny
Jak migawki z filmów grozy
Ciemne myśli, przerażenie
Chcę wyrzucić to z mej głowy
Czemu boję raz się ciebie
A raz pragnę cię dla siebie
Raz wolałabym uciekać
Raz już nie chcę dłużej czekać
Raz umieram z przygnębienia
Potem łzawe mam wspomnienia
Czasem nic mnie nie obchodzisz
Z moich oczu szybko schodzisz
Nie raz pragnę czułych słówek
Potem mówię ci półgłówek
Irytują mnie wyznania
Które słyszę od śniadania
Jakby serce było głazem
Nie liczyło się z przekazem
Jakby czasem sobie spało
I czułości odrzucało
Lecz za chwile przebudzone
Pragnie kochać cię
I płonie
Czy to już jest paranoja?
Czy jest chora głowa moja?
Czy ja sama się zadręczam?
Czy to zmyślam wszystko sobie?
Czy ja sama sobie wmawiam?
Czy to ktoś mi w końcu powie?
Komentarze (3)
Tak, to akurat moje wlasne przezycia;)
++
Znowu powtarzam pytanie: czy to na podstawie własnych
przeżyć, bo przecież tu wszyscy identyfikują autora z
podmiotem lirycznym?
A co do samego wiersza: niestety, za dużo
częstochowszczyzny w rodzaju takich rymów
gramatycznych, jak:
ciebie-siebie, uciekać-czekać, obchodzisz-schodzisz,
spało-odrzucało, i t.p., i t.d., etc....