W parku, przy strumyku...
W parku, przy strumyku
stoi samotna dziewczyna.
Bez radości i dumy promyku,
wszystko jej Go przypomina...
Wiatr mierzwi splątane jej włosy,
jak kiedyś jego palce kochane.
Śpiew ptaków zamienia się w głosy,
tak czule przez niego szeptane.
Czy wszystko kiedyś się kończy?
Czy szczęście zawsze przemija?
On mówił, że miłość ich łączy,
ta "miłość" ją teraz zabija.
Ciężkie łzy pełne goryczy
płyną po bladych policzkach.
Z całego serca mu życzy,
by zginął gdzieś w ciemnych uliczkach.
W pamięci na zawsze zostanie
ten dzień, gdy go z inną ujrzała.
Mówił jej czule "kochanie",
ona z miłością na niego patrzała.
Stoi teraz w parku,
rozpamiętuje dobre te chwile,
gdy w cichym zakamarku,
"Kocham cię" mówił tak mile...
Nigdy już nie zaufa,
miłości, która tak rani,
która tak bardzo jest krucha,
że jeden zły moment ją chrzani.
Komentarze (1)
"Nigdy już nie zaufa,
miłości, która tak rani,
która tak bardzo jest krucha,
że jeden zły moment ją chrzani." ta ostatnia zwrotka
jest taka rzeczywista... W ogóle to cały ten wiersz
jest rzeczywisty, prawdziwy. Podobają mi się twoje
wiersze, bo są oparte na jakiś wydarzeniach, a nie
napisane o wszystkim i niczym...