Pasterz niewolników
Lustra są pokryte mgłą, wydychaną
machinalnie,
krótkowidze beznamiętnie w przemijanie się
wgapiają.
A za murem z kości ofiar, spacerują
Pany,
możesz im wyczyścić buty, gdy otworzą
bramy.
Dzień za dniem w pokłonach, by nie stać się
widzialnym,
kto naruszy kodeks Władców, przeznaczony
do odstrzału.
Są dwa światy, nasze dzieła, pokrywają się
brzegami,
niewolnicy płaczą w kącie. Pany plują w
twarz z pogardą.
Każdy chce być kimś, bo nikt nie chce być
nikim,
zarzynają się dokoła. Piąty bieg
kryzysu.
Boli mnie to, więc wycieram łzy
chusteczką,
czerwień kapie na podłogę. Gdzie ja jestem
Boże? Gdzie ten Raj na ziemi?
Pieniądz, jak narkotyk, zmienił człowieka w
chodzące ścierwo,
nie ma dziś już ideałów. Nie ma wartości,
ponad potęgę monety.
Kto nie zdzierży prawdy, nie zasłuży na
szacunek,
kto przełknie, żył będzie. I w ryj z
lakierowanego buta.
Jeśli ci się zdaje, że ten Pan zza biurka
ciekaw jest Twych wczasów,
napluj sobie sam oblicze. On ma gdzieś
brudasów.
Jeśli myślisz, że w tych Panach, tli się
jeszcze człowieczeństwo,
Spytam: Kto ci zaszył oczy dratwą? Kto
zakazał myśleć dziecko?
Faszyzm? Tego mamy nadto bracie.
Profanacja boskich planów. Pany, władcy,
uprawiacze.
Pełne pola warzyw, każde ma imię i
życiorys,
Ale nic nie znaczy to dla Pana. Liczy się
kosztorys.
Świat istnieje, jakim stworzył go Pasterz
niewolników.
W klimatyzowanym biurze, moczy stopy w
łzach swych pracowników.
Komentarze (3)
Jakaż miła niespodzianka - spotkanie z takimi myślami
i wierszami! Jeszcze do niedawna miałem wrażenie że
wołam na puszczy!
K R Z Y K !!!!!
Pozdrawiam :)
Ależ Cię musiał nieźle szef wkurzyć