Patronka Cieni
Cóż za sielankowa pogoda
Niebo swym błękitem zdumiewa
Wiatr,jak zefirek powiewa
Powietrze przy niej szczęściem pachnie
Ziemia rodzi,rolnik plony zbiera
Woda w strumyku szumem śpiewa
Wszystko się rodzi,nic nie umiera
Lecz w duszy tylko,zniszczenia
Nic już nie żyje,wszystko pleśnieje
Nic nie ma sensu,wszystko jest niczym
Nie płomyk nadziei,to światełko zniczy
Podążam dalej w tym piekle na Ziemi
Moim kompanem,jest śmierć
Patronka miasta Cieni
Jako jedyna mnie kocha,urzeka
Nie zapomni,poczeka
Wokół mnie ciemność i wściekłe hieny
Swym śmiechem,koniec mój zwiastują
Wiedzą,że ofiara jest warta jest ceny
One krew w sercu wyczują
Powstrzymuje je tylko ciepło z ogniska
To ogień z przypowieści o świecach
Wysoko w niebo skry ciska
Że będzie płonąć wiecznie,nikt nie
obiecał
Z dnia na dzień ogień będzie słabszy
Nie ma pomysłów,jak go rozpalić
Jest tylko kawałek zasłoniętej twarzy
Ona by chciała z ogniem się scalić
Hieny śmieją się,widząc to koniec bliski
Wołania o pomoc nikt nie słyszy
Czuje na klatce ich spienione pyski
Zmarł na polanie zmurszałej,ciszy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.