Perfidia losu.
jak tasiemiec snuję się
bez celu bez motywacji bez sił
tylko z marzeniami i nadzieją w pustej
głowie
czekam naiwnie kiedy "coś" zapuka do
drzwi
i czekam i czekam
i snuje i śpie
i tego "czegoś" i nie ma i nie ma
herbata wypita papieros spalony
i nie ma i nie ma i nikt nie puka do
drzwi
coś dzwoni i dzwoni to telefon na stole
lecz to nie szczęście to też nie miłość
tylko głos losu szept pecha drwi wdziera
się w słuch
i mówi i dręczy że szczęście me śpi
a miłość a miłość nie może trafić do
drzwi
i siedzę i czekam papieros skończył sie
znów
se śpiewam se nuce
i nie ma i nie ma niczego znów
tak chodze i chodze tak myśle i czekam
muzyka ucichła wiatr przestał wiać
więc wstałam na nogi ubrałam i wyszłam
słońce świeciło deszcz sobie padał
los zaczął znowu się ze mnie perfidnie
śmiać
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.