Pięć po absurdzie
Azymut jedenasta, będę tam -
Obiecałem. O miejscu będę.
Porównam wektory i przybędę
W godzinie sofy lub tapczanu.
A Ty? Może też się zjawisz
pół do bałaganu,
w strefie późnonocnej?
Czekam. W czas wystrojony,
w galowe tykanie pustego pokoju.
Późno. Dwadzieścia po kołdrze
leżę w niepokoju.
Chyba azymutu poprawka nie weszła.
Godzina punkt zapewnień
po tęsknocie przeszła.
W miejscu obok dwunastej -
stanęły rozmowy,
zegar westchnął: pas.
Kwadrans po poduszce -
nie ma śpiących nas.
Wiersz wkleiłem wczoraj, ale nieuważnie go wykasowałem. Osoby które zdążyły skomentować przepraszam.
Komentarze (13)
świetny wiersz, jestem pod wrażeniem słowotwórstwa :-)
brawo :-)
Ciekawy:)
Pozdrawiam:)
fajny:)
Świetny... Niezmiennie jestem pełna podziwu dla Twojej
poezji:)
Poezja wyrażona codziennością.
Codzienność uchwycona w poezji.
Pod wrażeniem metaforyki.
Bardzo mi się podoba.
bardzo ciekawe zawsze z przyjemnoscia czytam
pozdrawiam
Leonie, jestem pod wrażeniem. Jest w nim coś takiego
innego, ciekawego.
Pozdrawiam.
ciekawa ironia o samotnym gadaniu Pozdrawiam:))
I tyle nam pozostanie - samotne gadanie :)
Ciekawy monolog, pozdrawiam :))
Przepraszam
No to zaglądam tu jeszcze raz :)