Piękna...
Błękit nieba
zaczął przeobrażać się
w barwy
purpury,
miedzi
i rubinu...
Dzienne stworzonka
poczęły ustępować miejsca
nocnym tworom...
Słońce
coraz bardziej zbliżało
do horyzontu,
aż w końcu
zniknęło za jego linią...
Świat przyodział płaszcz nocy...
Niebo spowiło się ciemnością,
a zza drzew
kołysających się lekko na wietrze
nieśmiało wyłaniał się
Pan Nocy-Księżyc...
Jego blask
powoli
rozświetlał niebo,
a pojawiające się z nikąd gwiazdy
dopełniały efekt
walki z mrokiem...
Była spokojna,letnia,ciemna noc...
W pokoju na poddaszu
słychać było
tylko
cichy szmer wiejącego wiatru
i odgłosy świerszczy...
Raz po raz
jakiś promyk światła
wpadał
i przecinał mrok...
Nikt nie wiedział,
co dzieje się
za ścianami,
pomiędzy deskami
tego pokoju...
Wszystko wydawało się takie normalne...
Lecz dla niej
już nic
nigdy
nie będzie normalne...
Leżała na łóżku nieruchoma,
a wokół
rozlewała się
hebanowa kałuża krwi....
Jej czynności życiowe
były już nieistotne...
Cierpliwie znosiła ból
mając nadzieję,że
gdzieś
po drugiej stronie
spotka Jego
i znów będzie szczęśliwa...
Odchodziła wierząc,że
Śmierć
uczyni z Niej lepszą osobę,
bo
tylko przy Nim
i dzięki Jego Miłości
może taką być...
Spokojnie
zatapiała się
w wieczne objęcia Morfeusza
naiwnie
i obsesyjnie
wierząc,że
już niedługo Go zobaczy
i będzie złączona z Nim w wieczności...
Była spokojna,letnia,ciemna noc...
Umarła,
poszła w złą stronę na rozstaju dróg...
Poddała się całkowicie
swojej psychozie
i dała się opętać
chorej Miłości...
Odeszła...
A
jej życie
okazało się być
tylko
nieistotnym kłębkiem kurzu
w tym całym bałaganie zwanym życiem,
a odejście-
-strzepnięciem tego kurzu z
powierzchni...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.