Pierwszy akt
I powiadam wam,
Że dziwy są na tym świecie...
Bo jak można inaczej mówić,
Gdy właśnie nam
Jak we wspaniałym kabarecie,
Pozwolono li tylko śnić,
Gdy ja drugą rolę już gram,
A sztuka ta jak długa nić,
Cienka i krucha – ciągnie się,
A zerwać się może w każdej chwili,
A zazdrość ma sięga ekstremum...
Padam na deski, na scenie życia...
Publiczność wstaje, cisza na sali
Aktor zmarł – on spektakl zawalił!
Dotykam Ciebie we śnie,
Całuję, pieszczę, pobudzam, podniecam...
-boje się...
Siądź przy mnie blisko,
Niech nikt i nic nie waży się podejść
I czynić zło w nas,
Trzymam Ciebie za ręce,
Świat w koło wiruje...
ZAZDROŚĆ – triumfuje...
Przegrałem...
Zasłabłem...
Tęskniłem...
Marzyłem...
-umarłem...!??
Komentarze (1)
ciekawy nastrój, choć jak we wszystkich wierszach tego
autora mnsóstwo bólu, ale tu wydaje sie on mniej
patetyczny a bardziej ludzki. Bradzo mi się podoba
zaniechannie rymowania.