Pies
Pod rozpadającą się szopą,
Pomalowaną na ohydny kolor,
Zdycha powoli bury pies.
Żył na zbyt krótkim łańcuchu,
By móc dostać się do wodopoju.
Obrósł we własne, niesprzątane fekalia,
Dziś zlepione na jego sierści niczym
trąd.
Przeziębił się na ostrym deszczu,
A raczej utopił się w powodzi swojej budy –
Jego jedynej własności,
Z którą tyle razy tak dzielnie walczył –
Tak mocno jak tylko umiał,
A dziś się okazało, że jednak za słabo.
Leży teraz i przeżywa swoją porażkę,
Ciesząc się w duchu, że to w końcu
koniec.
Już latają nad nim muchy,
A sępy oblizują się na pożółkłych
drzewach.
Inne psy podchodzą do niego,
Jedne z politowaniem, drugie z pogardą,
A jeszcze inne z cierpką zazdrością
serca.
Wszystkie jednak zaciekle znaczą swój nowy
teren,
Bo dobrze wiedzą, że on już nie ma sił,
By choć próbować się bronić...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.