po mokrym szkle
Po mokrym szkle bym chodziła,
krwią drogę do mnie znaczyła.
Pod fioletowym drzewem bym upadła do snu
się położyła...
I beztrosko oczy zamknęła,
same by się przed świtem zamknęły
i nigdy nie otworzyły...
Czemu?
Bo życie na drodze pochopnie bym zostawiła,
rozdała jak te kolorowe koraliki
co na ręce nosiłam,
jedne z Peru aż były,
drugie gdzieś z Indii dalekich i jeszcze
kilka sznurków z placu...
Jak one,
jedna cienka nitka,
cienka nitka przecięta a koraliki głucho
odbijają się od trawy i ulicy, aż spadnie
ostatni a wtedy i ja spadnę,
upadnę...
aż do końca nieba,
na sam koniec....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.