pod parasolem
w cieniu różowego parasola
stoimy koło siebie
jak dwa blade słońca
świecące przygasłym światłem
beztroskie chwile uciekając
z gwizdkiem czajnika oznajmiają
poranną herbatę
popołudniową rozmowę
wieczorne wiadomości
jak dwa plus dwa
w zagubionym równaniu
znów niechcący znaczy pięć
coś na przekór innym
dwa księżyce obok siebie
a białe spojrzenia wędrują
codziennymi śladami stóp
na ciele rutyny
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.