W podróży
Nieznane koleje wytycza mi los,
a drogi powrotnej już nie ma;
wagony popycha w kierunku na wprost
i tory zużyte rozbiera.
Czasami zagwiżdże, nie pyta, wciąż
mknie,
na końcu etapów utyka,
a ja pragnąc ciszy, na los ciągle klnę –
cóż za monotonna muzyka.
Migają tygodnie czy słońce, czy deszcz,
wciąż jestem na trasie podróży;
noc ranek pogania, dzień czeka na
zmierzch,
bo chętnie by oczy już zmrużył.
Z mijanej stacyjki pomacha znów ktoś,
kto właśnie odnalazł kres drogi,
i widząc to, zawsze ogarnia mnie złość,
że jego już los wynagrodził.
Rozmyślam, że kiedyś nadejdzie ten czas,
gdy znajdę końcowy przystanek,
pomacham ja temu, co życiem gdzieś gna;
na zawsze tam pewnie zostanę.
Komentarze (33)
marcepani, wiem, wiem, temat znany, ale jakby zawsze
na czasie i zmusza do zmierzenia się z nim. Rytm jest
dobrany do treści, utykającego wagonu, TO TAK TO TO
TAK TO TO TAK TO TO TAK.
Dziękuję za czytanie :)
Noż dopiero pod poprzednim wierszem napisałeś, żeby
się tam nie spieszyć. Jeszcze nie czas! :)
Wiersz płynie i stukocze rytmicznie ale na pewno nie
monotonnie :)
Miłego dnia :*)
☀
Doskonale się czyta - treść smutnawa, ale za to
ładnie i melodyjnie podana - alegoria podróży, co
prawda to żadna odkrywczość - jednak symbolika drogi,
traktu, stacyjek - ma swój refleksyjny urok. Ogólnie
warsztat zasługuje na uznanie - a wiersz na dużego
plusa :) Pozdrawiam.