W pół drogi
I zatrzymałem się w pół drogi,
Ani do tyłu , czy do przodu.
Kiedyś mnie niosły moje nogi,
Bez konieczności lub powodów.
Co teraz zrobię z swoim ciałem,
Poruszyć je jest trudna sprawa.
Kiedyś żywotność większą miałem,
Dzisiaj to nie jest już zabawa.
Jak długo jeszcze będę stał,
Zanim potrąci mnie idiota.
Gdybym ja ręce zdrowe miał,
To bym go zdrowo wyłomotał.
Skurcz chwycił łydki aż do kolan,
Kule wypadły z ramion spiętych.
Taka już moja ciągła dola,
Niech los mój będzie już przeklęty.
Ale nadeszłaś w samą porę,
Podniosłaś zwłoki przed pogromem.
Ty wiesz jak kochać ciało chore,
Ty wiesz, co może być mu domem.
Komentarze (3)
Każdy dźwiga swój krzyż, nieraz bywa , że ciężki.
Wiersz sugestywny,w ostatniej strofie niepokojący.
Życzę zdrowia i serdecznie pozdrawiam
Czasami człowiek zostaje gdzieś w pół drogi.
ważne by w chorbie mieć kogoś bliskiego, kochanego kto
będzie wspierał.