Popołudniem
Talerz, zapomniana łyżka.
Gorąca szklanka, nie-gorąca? zimna?
Papierki po słodkościach,
Krzątające się po blacie dużego biurka.
Łóżko nie- do końca podścielane.
Masa zeszytów porozrzucanych,
Gdzieś w kącie nie-połamana linijka.
Zawierucha.
Gdzieś plan codzienności,
Kilka zdjęć,
Między nimi łzy wspomnień.
Pod nocną lampką temperówka-
-rozkręcona.
W koszu zakrwawiona chusteczka.
Wszystko mówi samo przez siebie.
Kilka nieodebranych połączeń.
Dwa sms’y.
Potem urwana rozmowa,
Wychodzę... bez słowa.
Spacer.
I Mała prośba do życia,
By już się skończył...
ten codzienny absurd.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.