poranek
leniwym świtem od wschodu nadciąga
dzień nowy, pobudką zrywając
zmysły wszystkie z czuwania na czujność
nastawiając
z wolna siłując się z powiekami
wpuszczam do oczu pierwszą wiązkę
światła
witam
bo "dzień dobry" rzec nie mogę
i nie ma komu
nabierając pędu życia, wolno
niczym przeciążony życiem zwlekając się z
mej wyspy
co nocą unosi mnie
między ziemią i niebem w zaświaty mych
marzeń
tych złych
tych pięknych
na konfrontację gotuję się z sobą
w lustrze jak codzień prawdę odkrywam
wciąż w miejscu
wciąż starszy
wciąż w nonsensie
mdły dzień wczorajszy
nocą przebił się idealną kopią
do dzisiejszego poranka
i nudą swej przewidywalności wyprzedzi
mnie
by czekać świtem jutro
tak dzień po dniu
do kiedy...?
Komentarze (4)
Bardzo fajny wiersz jednak ostatnie wersy się kłócą ,
za dużo mnie . Pozdrawiam :)
Czy da się coś zmienić między zawieszonymi marzeniami
co pływają nocą a dniem szarym wciąż takim samym ? Do
kiedy? Gdy nie złapie wiary w nowe zmian i decyzja
Wiersz melancholijny dystans i prawdziwy tak wielu
ludzi żyje Dobrze napisany sugestywny w słowie + ;)
Uśmiechnij się ,a od razu lepiej się
poczujesz.Pozdrawiam.
Czas płynie niezależnie od nas ,nawet bezsensowny z
pozoru ma sens przybliża do czegoś lub oddala ...
Trochę gorzkie rozmyślania :(ale dobrze się czyta