Poranek
Słońcem wstaje niedospany
Napełniony sennym głosem
Chwiejnym krokiem rozebrany
Toczę ciało swe z chaosem
Do łazienki wpadam ślepo
Łeb pod wodę chowam strusio
Co za wyczyn co za tempo
Dziś do świata wracam lekko
Później gole swe oblicze
W pianie nurzam ostrzy dwoje
Chcę zaśpiewać jednak milczę
By nie wzbudzić uszu torsje
Ręcznik balsam kremu ździebko
Szczotka włosom ład przynosi
Jeszcze paszczę szurnąć lekko
No i majtki wdziać się prosi
Reszta to już z górki leci
Jakaś odzież i skarpetki
Coś na ruszt wyrzucić śmieci
I powiedzieć jestem wielki
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.