O poranku
Rozebrałaś mnie w myślach
rozebrałaś mnie na przystanku
powietrze było rześkie
jak bywa to o poranku
kiedy dzień dopiero co wstaje
a słońce kłania się nisko
w odmiennych barwach intymnych
mieni się w oczach wszystko
Nie było mi zimno, nie było
a chyba być raczej powinno
był grudzień śniegu pełno
w grudniu przeważnie jest zimno
lecz ja w bezruchu na ławce
nie świadomy swojego rozbioru
siedziałem i zgadywałem
jakiego masz oczy koloru
Może jak błękit morza latem
może jak niebo tuż o zachodzie
tak nie świadomy gdybałem
z motywem przewodnim, że może
I prysła ta bańka mydlana
jak nagle z oddali przybyła
spojrzałem raz jeszcze niestety
gdzieś się ma muza rozmyła
Pewnie to lepiej bo kto to wie
znów się zakochać, znów na przystanku
tyle jest innych miejsc i zdarzeń
tyle wschodzących słońc o poranku
pewnie to lepiej, cudowne kłamstwo
a kłamać umiem najlepiej z wszystkiego
prawda podcina skrzydła miłości
kłamstwo pociesza, że to nic złego
Komentarze (1)
Zgrabny, pogodny wiersz. Popraw tylko: umię/umiem/ :)
pozdrawiam