O poranku
gdy slonce oczy swe przeciera
przeciaga sie po dlugiej nocy
tworzac na ziemi istny teatr
swiadkiem ktorego sa nasze oczy
ten pierwszy zloty promyk slonca
dotyka czule rannej rosy
nabiera teczy barw bez konca
krysztalek maly,nagi,bosy
donosny spiew rannego ptaka
niesiony woda w martwa cisze
oznajmia wszystkim dookola
ze pora zaczac nowe zycie
Bo z kazdym rankiem cos sie zmienia
powstaje cos, lecz tez cos znika
niczym w operze na wielkiej scenie
gdzie glowna role gra muzyka
Komentarze (3)
poprzez poranek okazałeś jedną stronę oblicza natury,
która ujawnia niepowtarzalną piękność przyrody :D
Przepiękny... właściwie to nic nie mogę napisać czego
nie ma w Twoim wierszu, piękne metafory, rytm rymy i
uchwycenie tej ulotności budzącego się dnia
Przemawia do mnie ten wiersz,tym bardziej ,że jestem
teraz na wsi ,gdzie słyszę tylko odgłosy
przyrody.Ciekawie ,z wnikliwością wrażliwego
obserwatora napisany wiersz:)