Post moderna
Post moderna
Księżycowy dzień
Gipsowa gładź
Z wwiercanym śrutem
Sypiący się proch
A w zębach zgrzyt.
Dziś już nie będzie litości
Ani nadzieja cieni
Świst, pisk
Paznokci ślad po ścianie
I rysa.
Ta rysa co w głowie
Tkwiąca od dawna
I tkwi i się nie goi.
Źrenica kurcząca się
Gdy promień ją przebija.
Maszyna co pisze
Historie życia
Napięty włos
Urywa się jak kartka z kalendarza…
Kolejny dzień
Bez blasku świec
Kolejna cisza
Bez zakłóceń.
Gdzie wzrok ognisty,
Gdzie drżenie receptorów
Nie sięga nawet milimetrowej przestrzeni
Między byciem a niebyciem
Między strachem a natchnieniem
Między ciepłem a obojętnością.
Bo to dzenie złu
Cynacja halu
Jenie ur.
Prosty odbiór,
Konsolidacja.
Reakcji spowolnienie,
To proste zaburzenie.
Zimne dłonie,
Krwi napęd wolny.
I jedno…
I drugie…
….
Siedemdziesiąte trzecie uderzenie.
Valium,
Nikotyna,
Etanol.
Żyły pobudzenie.
Wielkie natchnienie,
Szybkie myślenie.
To już nie paranoje,
Tańczymy tu we dwoje.
I smak żelaza w ustach.
Ślad buta w białym śniegu.
Za mgłą stosy spraw
Niezbadanych szlaków,
Prowadzących stopy zimne
I nagie..
I pokaleczone kamieniami.
Zmroku gniew zmrożonych łez.
Zupy wrzenie
Na pokuszenie.
Przerwane myśli
Słów szarpaniną.
Naderwane skórki
Nie wytrzymują napięcia,
Które nieustannie unosi się w powietrzu.
Sprzężone myśli z mą głową doznania.
Komentarze (1)
odchudziłbym, wyłowił. pozdrawiam