@W poszukiwaniu bursztynowej...
Bosa i bezskrzydła, wspinam się po swojemu (:
w poszukiwaniu bursztynowej komnaty
wślizguję się
w skroplone złotem prawieki
żywiczne mauzoleum
inkluzja praświatów
skrząc minionymi słońcami
wssysa i zatapia
badam podcienia* i nadjasności
smużę i żarzę z nitkami światła
łapiąc na koniuszek języka
łaskotliwie złotawe tęcze
uczepiona jednej z nich
przesączam się lekko
tam gdzie pasą się dinozaury
szczęśliwe szczęściem praptasich
móżdżków
bezmyślnie żują swe życia
zjadają tombakowe porosty
łykają kamień za kamieniem
wydalają gastrolit za gastrolitem
nie śniąc nawet jeszcze śnić
o soczystości traw
przez złotą lupę
zaglądam w ich ciepłe ufne oczy
zdziwione
bo w bursztynowym rozbłysku
zastygnie zaraz ich świat
a ja
współuwięziona w żywicznej lepkości
rzucam na fale list
koloru butelkowożółtej nadziei
modląc się
by nie wpłynął
pod o błędny adres
szczęśliwy traf tu do mnie
w poszukiwaniu bursztynowej komnaty
*Tu: (jeden) "podcień"/ (jedno) "podcienie"; l.mn. "podcienia" - otwarte na zewnątrz pomieszczenie w przyziemiu budynku, nie występujące z lica muru, ograniczone słupami, filarami lub kolumnami.
Komentarze (13)
Bardzo dziekuję wszystkim Gościom za obecność :)
Re AS: dziękuję zatem za Twój, tajemniczo umotywowany,
głos. ;) A jeszcze, poważniejąc, co do tych
dopełniaczówek, którymi strzelam jak cekaem seriami (i
"nie czuję, że dopełniaczuję", że rzucę taką parafrazą
klasyka :) -
Zastanawiałam się, skąd się mogło wziąć to
"lingwistyczne zboczenie", tudzież jeden z grzechów
ciężkich u początkujących wierszokletów... Ja zrzucę
winę na j.niemiecki i jego ubite tasiemce wyrazowe,
tzn. Nomenkomposita - już samo to słowo to właśnie
"Nomenkompositum" ;) Drugi powód to prawdopodobnie (w
moim przypadku) - pozostałość po śpiewanych pasjami
przez Babcię litanii, gdzie roi się od tych
przydawek...
W każdym razie dziekuję Ci za wyjaśnienia; miło było
przeczytać od Ciebie coś, dla odmiany - nie o
pryszczach, i nie o lakierze nitro... ;) Pozdrawiam :)
gdybyś ten wiersz zapisała o połowę krócej, byłabyś
genialna;
zaczepiają mnie, że krytykowałem u Ciebie metafory
dopełniaczowe, nie podając uzasadnienia; śpieszę zatem
uzupełnić:
ich wadą jest to, że najczęściej wymykają się spod
kontroli;
mówiąc samochodowym językiem Wilka - są autem bez
hamulców; jadą, ale nie wiadomo jak skończy się ta
jazda;
moim klasycznym przykładem jest fotografia ślubna na
tle trumien; intencją autora było symboliczne
pokazanie dozgonnej miłości nowożeńców;
ale oglądając takie zdjęcie - wbrew dobrym intencjom
autora - odbiorcom mogą puścić nerwy...
o tym, czy autor panuje nad odbiorem u czytelników,
można się przekonać po komentarzach;
jeśli nie są zgodne z intencjami piszącego, to (w moim
przypadku) nie szukam winy u "tępych" odbiorców, ale
szukam jej w sobie i zastanawiam się, co spieprzyłem,
że tak mnie odbierają;
drugą wadą dopełniaczy - związanej z tą pierwszą -
jest dęcie w tzw "trąbę patosu";
i możesz napisać wiersz nie zdając sobie sprawy, że
przemycasz całą orkiestrę dętą;
jesteś Autorką bardzo inteligentną, więc załapiesz na
czym to polega;
swój + zostawiam dzisiaj z wielu względów, ale nie
powiem jakich, żebyś nie siadła na laurach;
pozdrowienia :)
Witaj,
z pozdrowieniami i/+/
Nietuzinkowo. Znakomicie.
Pozdrawiam:)
Ciekawa opowieść. Pozdrawiam.
Dziękuję za Waszą obecność :)
Artur: No, wypisz-wymaluj tyranozaurzyca, jak Ty
dobrze widzisz..! :D
W bursztynowym rozbłysku wiele można zobaczyć.
Pozdrawiam
wracam - czytałam tę pierwszą wersję -
i faktycznie, lifting bardzo udany, można się zanurzyć
w tej opowieści..; pozdrawiam ciepło :)
Z wielką przyjemnością przeczytałem.
A potem moja chora wyobraźnia podsunęła mi obraz
tyranozaura w grudce jantaru.
Serdecznie. :)
Znakomity. Karczowanie dopełniaczówek w pełni udane;)
I teraz mam wyjaśnienie podcieni.
Prześwietliłaś bursztyn na wskroś :)
Wiersz to ciekawie przypomniana zagadka tajemnie
zaginionego skarbu, który powstawał przez 11 lat.
Bardzo na tak - pozdrawiam!
ciekawa impresja w kolorze bursztynu
Pamiętam go. Wtedy (chyba) miałem jakieś ,,ale'',
teraz ich brak.