Potem
Spokojnie, milcząco,
w wygodnym fotelu,
wylewam łzy.
Wpatrzona beznamiętnie w białą
ścianę,
w pokoju o jednym oknie,
jak to wnętrze zimna i wyrachowana,
umieram z miłośći.
Cichutko,bezszelestnie
pęka mi serce,
a nadzieje, spływają po ścianach
jak rozbryzgana krew.
A kiedy pomyślę, że wczoraj
uwięziona
w uczuć naszych ramionach,
sama wybrałam taki los,
to
chciałabym, żeby po tych
ścianach,
spływała moja krew.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.