powroty
W sercu wątły płomień tli się
Co raz mniej w mym ciele ducha
W górę spoglądają oczy
Oczekuję woli Boga
Dreszcz po ciele bladym krąży
Chłód przenika mnie do głębi
Na granicy światów jestem
Dokąd idę, skąd przyszedłem?
I opuszczam świat doczesny
Duch mój w niebo ulatuje
Po łączącej światy tęczy
Zmierzam ku wiecznej nadziei
Zawieszony ponad czasem
Łaski Pańskiej dostępuje
Bóg otacza moją duszę
Ciepło, błogość wielką czuję
Nagle błysk, nie wiem gdzie jestem
Widzę tunel a w nim światło
Coś mnie pcha w kierunku wyjścia
Nie wiem skąd się tutaj wziąłem,
Ani co się ze mną działo
Popychane w stronę światła
W sercu żar płomieniem bucha
Światło się okazało światem
Ja natomiast niemowlakiem
Komentarze (6)
Brawo i to ma sie nazywać brak weny?czytam po kolei
jestem pod wrażeniem .
Czytałam z taką powagą,a końcówka mnie
rozbroiła-brawo:)
Bardzo ciekawie opisałeś narodziny.
........................... to mój bzdurny komentarzy
(niemerytoryczny jak zwykle), ......................
to opinia o wierszu, "żeby dostać punkciki" podobno! a
to ................ miłe słowo jakieś lub
pozdrowienie, żeby się przypodobać!
Bardzo ciekawie już myślałam że to śmierć kliniczna a
tu narodziny
wspaniały wiersz,lekko napisany,z
nostalgią,autentyczny....witam w gronie debiutantów.