Pożar
Płonie mój dom
pożarem codziennym
każda próba gaszenia
jest wysiłkiem daremnym
płomienie trawią
dywan i fotele
strych i piwnicę
z lat dziecinstwa karuzele
na której to kiedyś
marzyłem o teraz
do której to dziś
chciałbym wrócic nie raz
Jakże różne są
zachowania domowników
można rozpoznać w nich
podpalaczy i ratowników
jednym benzyna w głowie
innym woda w sumieniu
ci skupiją sie na gaszeniu
a ci na podpaleniu
Płonie mój dom
w czadzie kaszlą chęci
czarnieją od dymu
na obrazach święci
ich miny są rzadkie
jak powietrze w górach
głowy nisko przy ziemi
choć umieszczone w chmurach
wiszą na ścianach
od krzyku popękanych
ratowników przerażonych
i podpalaczy rozszalałych
równierz tu nie pasują
jak firany w kolorze nieba
im czego innego
spokoju cichego trzeba
Pożar objął już dach
strzela eternit wściekły
szyby w oknach już pękły
kwiaty wybuchem uciekły
walą się schody na górę
i podłoga do piwnicy
lecz wciąż walcza ze sobą
podpalacze i ratownicy
płonie także lamperia
i płytki podłogowe
wszystko popadło zupełnie
w ognistą chorobę
w skwarze widać jeszcze
jak jeden dusi drugiego
nawet w obliczu śmierci
nie zaprzestanie swego
Po chwili wszystko runęło
ogień zmalał do zera
teraz jego następca -
żar resztki dożera
wchłania to co uparte
i walczyło do końca
nim straż przyjechała
padł ostatni kat i obrońca
tłum gapiów przed bramą
rozdeptał to jeszcze wzrokiem
wiatr popiół ulotny
rozwiał po świecie leniwym krokiem
Już po pożarze
zostały tylko ruiny
w szaro - burym kolorze
szczątki mojej rodziny
Niczym teraz nie różni się
podpalacz od ratownika
złączyła nas w jeden pył
siła słabego płomyka
cała ta walka przed
była sensu pozbawiona
Rodzina na siłę rozszczepiana
została na zawsze złączona
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.