Prawdziwa bieda
prawdziwa bieda nie krzyczy
przycupnięta na obrzeżach miast
lub w wąskich
zapomnianych uliczkach
gdzie zwykły przechodzień
nie śmie postawić nogi
siłuję się z rzeczywistością
lecz nie wyciągam dłoni
nie wzywam pomocy
błagalnym wzrokiem
własne odbicie w lustrze pociesza
jak dawno nie widziany przyjaciel
że może jutro będzie lepiej
lecz teraz trzeba spać
mimo że głód wwierca się
w każdą cząstkę ciała
sen jest lekarstwem
choć ta noc
odarta z gwiazd
i zachmurzona przedawnionymi marzeniami
stara się jak może
bym oka nie zmrużył
myśli kłębią się pod sufitem
a ja powtarzam pytanie
jak oswoić dzikie zwierzę
zwane niepokojem
rozrywające ciało od środka
zjadające mnie po kawałeczku
kogo cisza przeraża
temu nawet krzyk będzie miły
jak mawiał pewien francuski pisarz
więc krzyczę
z przemodlenia
przemęczenia
bezsilności
i tej nędzy z którą się zrosłem
ranki rzucają nadzieję
jak drzewa cień w parkowej alei
a ja wciąż dźwigam marzenia
choć jest mi ciężko
lecz ich nie porzucę
bo trzymają mnie przy życiu
dłoni nie wyciągnę
wzrokiem nie poproszę
Komentarze (7)
Tak właśnie ona wygląda
Pozdrawiam ;
prawdziwa bieda taka właśnie ma twarz, bardzo dobry
wiersz
Ciekawe , na prawdziwą biedą dla każdego może być
zupełnie czymś innym.
Ze wstydu nie pryzna się do biedy...przykre to, bo
czasem cierpią i inni...pozdraeiam tak niedzielnie
Bardzo dobrze ujęty temat. Pozdrawiam autora:)
prawdziwa bieda nie krzyczy
przycupnięta na obrzeżach miast
lub w wąskich
zapomnianych uliczkach
gdzie zwykły przechodzień
nie śmie postawić nogi
- jak wiele prawdy jest w tych gorzkich słowach
pewnie wielu z nas nie wie co to prawdziwa bieda...
ale chyba każdy z nas wierzy w lepsze jutro,
poruszający wiersz.