Prawiczek, cz.1/3
Wspomnienie. Czas: połowa lat 80. Miejsce: stacjonarny Oddział Obrony Cywilnej, w którym junacy z poboru odbywali dwuletnią "zaszczytną służbę ku chwale Ojczyzny" .
(…)
W kwietniu, w następnym dniu po wypłacie,
wszedłem rano do oddziału, zadowolony, że
poprzedniego dnia po południu nie było
prawie spraw dyscyplinarnych spowodowanych
alkoholem. Na parterze, przy dyżurce
natknąłem się na Hubera. Wystarczyło jedno
spojrzenie na jego minę.
.
– Co się stało? – zapytałem, nim się
odezwał. Westchnąłem. – Mocno grube?
.
– Chodź, sam zobaczysz. – Kiwnął
zachęcająco ręką. Nie spodobała mi się ta
zachęta, ale ruszyłem za nim po schodach.
Na drugim piętrze stanąłem jak wryty.
Spodziewałem się różnych widoków ale to, co
zobaczyłem, było z tych prawie niemożliwych
do przewidzenia.
.
– O, qrwa! – wyrwało mi się mimowolnie, na
głos.
.
Drzwi do pokoju, gdzie mieszkało dwóch
podchorążych, były całkowicie rozbite.
„Rozbite” to słabo powiedziane, zbyt
eufemistyczne. Resztki listew drewnianych i
płyty pilśniowej zwisały na zawiasach.
.
– Co to… – zacząłem i przerwałem. Obok
stali nasi podchorążowie. Jeden z nich
milcząco wskazał ręką na ich pokój. „Do
czego mnie zaprasza? Przecież widzę”.
Wszedłem jednak przez rozbite odrzwia do
przedpokoiku z umywalką. „I niech ktoś
dalej twierdzi, że niemożliwe jest wejście
przez drzwi bez ich wcześniejszego
otwarcia. Jednak można przejść i przez
zamknięte”. Drugie drzwi, oddzielające
pokój mieszkalny od przedpokoiku, także
były uszkodzone, ale nie aż tak, jak
pierwsze.
.
– Idziemy na dół, nie będziemy gadać na
korytarzu – sucho skwitował Huber. –
Chodźcie do komendanta. Deduka weźmiemy
później.
.
„Deduka?! To jemu tak tym razem
odbiło?!”.
.
Usiedliśmy u Suleja wraz podchorążymi.
Rupiński też już był.
.
– Tak ogólnie wiem, co się stało. –
Pułkownik przywitał się ze mną. – Byłem
kwadrans wcześniej. Opowiedzcie jeszcze
raz, tym razem ze szczegółami. Po kolei –
zwrócił się do podchorążych.
.
– Siedzieliśmy u siebie w pokoju, już po
apelu wieczornym – rozpoczął Tomek jako
pierwszy. – Przed samym capstrzykiem nagle
usłyszeliśmy krzyki i hałasy na korytarzu.
Wybiegliśmy, a tam Deduk wali taboretem w
Kawalerskiego, jakby chciał go na miejscu
zabić.
.
– Jak to, wali w Kawalerskiego? W Krzysia,
taboretem?! Żyje?!
.
– Nie, nie tak. – Podchorąży pokręcił
przecząco głową na moje głośne
zapytanie.
.
– Żyje, żyje. Nie uszkodził go. – Sulej
uspokajająco dwukrotnie klepnął dłonią w
biurko. – Panie podchorąży, niech pan mi
nie denerwuje tak kadry. Niektórzy mają
kłopoty z ciśnieniem. I tak mamy dość tego
wszystkiego. Niech pan mówi dalej.
.
– Tak. No więc… – Tomek przerwał na chwilę
i, jak skarcony sztubak, wciągnął głośno
powietrze przez nos. – Deduk uderzał
taboretem nie prosto w Kawalerskiego, tylko
w stolik. To znaczy Krzysio gnał po
korytarzu ze stolikiem na plecach, a Deduk
za nim, wrzeszczał i rąbał w ten stolik.
Wyglądał strasznie, jak zaczadzony.
.
– Przecież oni się dobrze kolegowali. –
Ponownie się wtrąciłem. – Co im odbiło?
.
– Nie wiem, obywatelu komendancie. Ale… jak
wyskoczyliśmy na korytarz, to Kawalerski
znalazł się akurat przy nas, obok schodów.
No i wtedy rzucił tym rozwalonym stolikiem
w Deduka i wskoczył nam do pokoju. Paweł –
wskazał głową na kolegę – wrzasnął na
Deduka i ten na chwilę stanął. Ale miał tak
dziki wzrok, tak wyglądał że… – zawahał się
na chwilę. Spojrzał niepewnie na kolegę.
Ten też miał niewyraźną minę.
.
– No i co dalej? – zapytałem niecierpliwie.
– Staliście i pozwoliliście Dedukowi wyżyć
się na rozwalaniu drzwi?
.
Podchorąży jeszcze przez sekundę milczał.
Wreszcie się odezwał.
.
– Nie. To był odruch. Deduk naprawdę
strasznie wyglądał. Jak tylko stanął,
wbiegłem do pokoju, Paweł za mną i
zamknęliśmy drzwi od wewnątrz. Myślałem, że
zaraz mu minie. Ale nagle zaczął rąbać w te
drzwi, a one przecież ze sklejki. Kilka
razy walnął taboretem i już się pojawiła
dziura. Wtedy… – Tomek ponownie się zawahał
i spojrzał na kolegę. Obaj wyraźnie
poczerwienieli na twarzach. Przez chwilę
milczał.
.
– No i co dalej? – Byłem już zbyt
zdenerwowany, aby czekać, aż im krew
odpłynie z policzków. – Co dalej?
.
– No i wtedy cofnęliśmy się do pokoju i
zatarasowaliśmy drzwi jednym z tapczanów. –
Wyraźnie był skonfundowany tamtą chwilą
słabości, ucieczką przed junakiem. – A
Deduk walnął w te drzwi jeszcze z dwa razy
i nagle ucichło. Nie wychodziliśmy, ale
usłyszeliśmy jakieś głuche odgłosy. Wtedy
odsunęliśmy tapczan i lekko uchyliliśmy
drzwi. A tam…
.
Przerwał i pokręcił głową. Wyglądał, jakby
się czemuś dalej dziwił.
.
– A tam Deduk klęczał i uderzał głową w
podłogę, jak gdyby się modlił –
dopowiedział Paweł, który do tej pory
siedział w milczeniu. – Uderzał i gadał jak
w malignie „co mi odbiło, co mi odbiło, co
mi odbiło”.
.
– Walił głową w podłogę?! Tak normalnie, w
podłogę? Znaczy, nienormalnie w podłogę? –
W głowie nie chciało mi się to mieścić.
Wyobraziłem sobie tę scenę…
.
– Tak, po prostu uderzył kilka razy.
Zobaczył nas, jak wyglądamy zza drzwi,
podniósł się, coś krzyknął jeszcze „co mi,
qrwa odbiło”! Chyba tak, Tomek? – zwrócił
się do kolegi.
.
– Tak, coś takiego – potwierdził
podchorąży. – Odwrócił się i wypadł na
korytarz. Wyszliśmy za nim, a on zataczał
się, trzymał za głowę i tak lazł prosto do
swojego pokoju. Wlazł i nagle cisza. To
odczekaliśmy i po chwili zaglądnęliśmy do
środka, a on już spał. Głowy nie miał
rozbitej, chrapał, to go zostawiliśmy.
Kazaliśmy tylko tym z pokoju, aby w razie
czego nas zawiadomili.
.
– To wszystko? – Sulej otworzył notatnik i
postukał w niego długopisem.
.
– Chyba wszystko, obywatelu pułkowniku. –
Tomek pytająco spojrzał na Pawła, a ten
kiwnął potakująco głową. – Aha, po tym
jeszcze wyciągnęliśmy z tapczanu
Krzysia…
.
– Z tapczanu? – odruchowo wszedłem mu w
słowo.
.
– Tak – kiwnął głową – bo jak wróciliśmy do
siebie, to dopiero zobaczyliśmy, że go nie
ma. Krzyknąłem po imieniu, to odezwał się
ze skrzyni drugiego tapczanu. Otworzyliśmy,
a on w środku i cały się trzęsie.
Postawiliśmy go do pionu, aby trochę się
uspokoił i kazaliśmy mu iść spać. Też miał
mocno wypite, nie było sensu z nim od razu
rozmawiać. Ale dalej się trząsł jak
galareta i prosił, aby mógł się u nas
przespać, nawet na podłodze. Ale gdzie?
Zresztą on i Deduk są przecież na innych
piętrach, a służba dyżurna na korytarzach.
Ale tak jęczał, że wsadziliśmy go do
izolatki i zamknęliśmy. Kazaliśmy dyżurnemu
pilnować schodów i w razie czego nas
budzić.
.
– Kawalerski schował się do tapczanu? – Ni
to zapytał, ni to skomentował Huber. – No
to musiał mieć pełne gacie.
.
Mimo powagi zdarzenia lekko się
uśmiechnąłem, pozostali również. (...)
---
cdn.
fragment z książki "Cywil w służbie narodu" z cyklu "Zza zasłony czasu"
Komentarze (2)
...gdyż prawdziwe. Wystarczy dobrze opisać ;)
PS. Jutro ukaże się 2. część.
Wciągające