Przekleństwo...
---Markowi---
Nie kocham ludzi
i nie interesuje mnie ich szczęście.
Patrzę obojętnie na ich śmiech,
a cierpienie pozostawiam tylko dla
siebie.
Spacerując po parku bezwolnej ciszy,
modlę się o własny chłód.
Me nieruchome oczy mierzą
bezwonny smród egzystencjalnej
zachłanności.
Usta zimne od gorącej chwały
topią każdy śpiew mimów,
lecz szept drążący moją głowę
oskarża mnie o kłamstwo.
Wiatr śmiejący się prosto w twarz
przeciąga strunę mej wytrzymałości.
I to przeklęte słońce...
Spala spokój moich brwi,
osusza moje wieczne łzy
i każe wierzyć mi w miłość.
W miłość, której kiedyś zaufałam.
W miłość, która mnie zniszczyła.
W miłość...
W nienawiść, która mnie stworzyła.
Stworzyła w bezduszną istotę
... w człowieka.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.