przeskakując niebo
szerokouste światło
wchodziło ostrożnie na most
pochylone nad wodą
wzbierało
krystalicznym oczekiwaniem
klęsnąc pośród smutku
parasola
złamany deszczem
wybuchał w ręku
zimnymi błyskawicami
wywichniętych drutów
grzmotami
szarpanego materiału
zmoknięci i przekonani
że parasol powinien godnie
spocząć w parku
niewłączony w recykling
kosza na śmieci
utonęli w kałuży śmiechu
Komentarze (41)
Ładnie.
I klamra ciekawa:
tytuł:ostatni wers.
Potrafisz zadziałać na każdy zmysł, tu przemówiły do
mnie barwy: żółta w pierwszej zwrotce, czarna w
drugiej, zielona w ostatniej. I to ma związek z
narastaniem napięcia, po czarnym łagodnie zjeżdżam na
zieloną trawę w parku.
To piękna impresja.
wesoły deszczowy wiersz:)
Dlatego wolę kaptur. Ładny deszczowy wiersz.
Pozdrawiam
ŁADNY:)
Ah, jak z deszczowej piosenki..ślicznie zatańczyłaś
:)))
pieknie.......
a ja mam parasol, który jeszcze
nigdy mnie nie zawiódł
wiem na co mogę liczyć...
nie ma pokrycia
i nie było jeszcze nigdy
żeby wiatr go odwrócił
Pozdrawiam serdecznie
bardzo miły, przygodowy wiersz,
parasol poszedł na zasłużony odpoczynek, wesoła
przygoda,
pozdrawiam
Lubie:)