* (przyjdź...)
przyjdź
lato przywitało mnie smukłym warkoczem
bursztynowej norki
zatrzymałam rower
uniosła sprężyście tułów głowę
żeby porysować spojrzeniem
– moje
i czmychnęła niczym sekret
w podniebienia drzew
zaskoczona zakochana pojechałam
spod gęstniejących chmur
wysypał się deszcz
przyjdź do mnie
obejmij złotym szalikiem mięśni
i nie uciekaj, proszę
przywrzyj – jak palce do klawiszy
fortepianu
i zamknij ten deszcz nade mną
Komentarze (9)
Wymowny wiersz okraszony smutkiem, pozdrawiam :)
możnaby to zilustrować w konwencji komiksowej. Jest
taki dokumentalista Marcin sauter. Ten by umiał to
nakręcić...
pomarzyć dobra rzecz
ciepło pozdrawiam
Lubię czytać Twoje wiersze.
Ostatnio nie miałem czasu, odwiedziny rodzinki.
Piękny klimat wiersza, taki lekko zaczarowany.
Pozdrawiam. Miłego dnia :)
zakochana w lecie, zakochana w kimś prawie
nierealnym... nieosiągalnie...
jest klimat - wiersz jak sen - tajemniczy,
zaczarowany.
Jak kocha to przyjdzie,
czy ma inne wyjście?
Miłego dnia Marto.
Wiersz-oczekiwanie, ale też wiersz-przywoływanie.
Pozdrawiam.
Wiersz-oczekiwanie, ale też wiersz-przywoływanie.
Pozdrawiam.
Trochę mniej byłoby domysłów, gdyby podzielić tekst na
strofy, ale tak może jest ciekawiej, a niech się
głowią, a co tam, niech mają, skoro chcą...
No dobrze. Wydaje mi się, że tam pojawia się druga
osoba, która także jest peelką. Czy można być
jednocześnie zakochaną i smutną? Czasami to dosyć
trudne, łatwiej by to było podzielić.
Być może nie rozumiem. Łatwiej mi się Ciebie czyta w
większej dawce na raz, jak mam nastrój na taki
surrealizm i nie załamać się przy którymś zrzucie z
bloku. Pozdrawiam