Przysypany popiołem
Siedząc na skraju wilgotnej, ciemnej
studni,
Jak inni, szukałem oparcia dla wiary,
Wiekiem jeszcze młody, marzeniami stary,
Czekałem na grzmot, co gdzieś echem
zadudni.
I raptem westchnieniem, odchyliłem poły
Zamglonej przyszłości, suknie
oczernione,
Bo nic nie są warte, myśli pochylone,
Gdy tu, na ziemi, zdarzają się anioły.
Schowałem swe dłonie w ich gorące włosy,
Szczęśliwy, że mogę uciec chorej jaźni,
Znajdując iskrę ciepła, kroplę
przyjaźni,
Ze skruchą stanąłem u murów Canossy.
Choć w pokutnej szacie, ale znowu silny,
Mogąc obdzielić tak wielu chęcią życia,
Darując im radość, nagą bez okrycia,
I swój uśmiech, tak dzisiaj zupełnie inny.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.