Pył
Oplata lniany szal, ogarnia szał
jak słoma w tynku starych izb, odpadam przy
rozbiórce
na szczycie góry jeden, zer szary zbiór
padnij, dwadzieścia pompek krew
przetacza
dajcie czarę z czarną i błękitną
chcę juche mieć globalną, światową
dwa gwózdeczki, cynkowe, po jednym na
źrenicę
teraz firanki, karnisz brwiowy, blond
ciemny
odejdź, łapy precz od betoniarki
już dawno twarde jak glina po upałach
a pęknięć nie policzysz za dniówkę
zresztą po co, skoro szal oplata
nie widać, racja - tak wporządku
dadzą sera i pajdę z cementem
nos dziurawy załata, palce nożem
przytnie
tak dobrze, a teraz podnieś powieki
Morfeusz ma wolne w niedziele
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.