RoDzInNa TrAgEdIa (jeszcze raz)
Widziałam kiedyś na ulicach mego miasta
Szczęśliwą rodzinę,
matkę piekąca ciasta
niestety ojca może pominę
Ich dzieci odeszły
bo, po co im ojciec
co ciągle na nie wrzeszczy
matka na inwalidzkim wózku
codziennie siedzi
czasem leży na łóżku
dziwili się sąsiedzi
lecz nikt by nie przypuszczał
jakie piekło ona przechodzi
każdy głowę spuszczał
a ból jej nie odchodzi
Kiedyś była szczęśliwa
miała męża kochającego
lecz nienawiść tę miłość
dość szybko spaliła
Bił ją codziennie i rzucał o ścianę
a później przepraszał
nie pomogło jej głośne błaganie
Dzieci znieść dłużej nie mogły
Bólu i cierpienia matki
nie rozumiem tylko, dlaczego jej nie
pomogły?
Zamiast wziąć za szmatki
i posprzątać w domu
stchórzyły, uciekły
z jedynego dla nich schronu
Ich matka leży w białej trumnie
Ojciec stąpa po ulicach dumnie
I nie ma w ogóle wyrzutów sumienia
że zabrał swej kobiecie wszystkie
marzenia
Spalił, zakopał to, co tyle lat budowali
Zapomniał o dobrych chwilach kiedy wspólnie
się śmiali
Dzieci skazał też już z góry
matka może patrzeć na nie tylko przez
chmury
Więc Wy też popatrzcie sami
Czy gdzieś obok nie rzucają się nożami
Czy gdzieś blisko ktoś umiera
Lub za pieniądze zmuszona dziewczyna się
rozbiera..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.