Rozdzierający krzyk...
Lubię chwile
słodkiego lenistwa,
kiedy z zamkniętymi oczami
patrzę w swoją duszę.
Leżę na leżaku
i pozwalam,
by poranne promyki
pieściły moją
wygłodniałą słońca skórę.
Odpoczywam...
Tylko moje uszy
pracują niestrudzenie.
Niczym radary
łowią coraz to inne dźwięki:
trzepot skrzydeł
przelatującej synogarlicy,
gwałtowne szurniecie
odsłanianej firanki
w otwartym oknie
na przeciwko,
"trele morele" siedzących
na parkanie wróbli,
metaliczny odgłos
dzwonków powietrznych,
solfeże w wykonaniu sąsiadki,
płacz dziecka,
kaszel starego gruźlika ...
Tylko znajomego dreptania nie słychać,
odgłosów chłeptania wody z oczka,
kłapnięcia zębami natrętnej muchy,
długiego mlaskania po słodkim ciasteczku
...
Czemu taka cisza
na naszym podwórku?
Czemu taki rozdzierający krzyk
w moim sercu?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.