Rozstanie.
Krew rdzawa, szkarłatna
Kapie na twe wargi
Zmęczone szlochem zwątpienia.
Z potępieńczym jękiem
Powoli łzy zlizuję
Z rzęs twych płaczem sklejonych,
Co oczu zwierciadła
Mleczną mgłą zasnuwają...
Pod twoim dotykiem
Rozpływam się jeszcze,
Namiętnie smakując
Nasienia gorycz wzbronioną.
Potem sklejone dwa ciała samotne
Drżą ciągle
W miłosnym uścisku
Tęsknie splecione.
Myśli burza już
Rozszalała się na dobre
W serca izbie zapomnianej
Dawno tak, a wczoraj jakby...
Słucham w ciszy, jak
Pozytywka rzęzi znów -
To agonii niemy krzyk.
Oddech twój napełnia mnie
Szmerem zbezczeszczonych słów.
Nie chcę słuchać, chociaż wiem -
Tylko tu i teraz.
Gdy nareszcie wstanie świt,
W mroku wnet rozpłyniesz się,
A mnie nie zostanie nic -
Tylko w piersi żalu jęk.
Komentarze (1)
O rany, to naprawdę mi się spodobało, jest takie...
poruszające i brzmi jakby napisał go ktoś, kto miał
praktyki u samej Szymborskiej. Pozdrawiam :*