Samotny spacer..
Wyszłam..
Szłam przed siebie..
Nagle droga skończyła się..
Spojrzałam w niebo .
Przypomniało mi sie tyle rzeczy..
Praktycznie całe życie ujrzałam przed
oczami..
Płacz matki, krzyk ojca..
Te całe piekło..
Nagle łzy uleciały..
Takie dziwny, przerażający spokój..
Wiatr lekko powiał mi włosy..
Spojrzałam przed siebie..
Pustka.
Za siebie..
Też pustka..
Tylko drzewa, liście trzęsące sie z
zimna..
Ciemność..
I ja.
Poczułam sie tak..wspaniale..
Zdala od domu..
Zdala od ludzi..
Sama..
Chodz łzy tak słone ulatywały z mych
oczu..
Uśmiechnełam sie.
Czyżby do tych drzew..
Do swej samotności..
Tylko czemu nie ide dalej ?
Czemu stoje w miejscu..
Czyżbym sie bała..
Rozsądek każe wracać..
Serce natomiast iść..iść dalej.
Co zrobić więc..?
Którą drogę wybrać ?
Czy znowu powrócić do tej szarej
rzeczywistości..?
Żyć jakby sie nic nie stało..
Żyć jak dawniej..?
Czekać na kolejne cierpienie ?
Przecież jak wróce..
Ten dzień wkońcu nastąpi..
Nienawidze tego, niecierpie !
Dlaczego zawracam ? !
Cofam się..
Ponownie idę powitać smutek..
A było tak cudnownie..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.