Satyra na Satyra...
Satyr do sklepu bieży,
kupić kawałek sera.
Jemu też się należy,
wszak głodny jak cholera.
Staje przy ladzie - prosi,
sklepowa się sposobi,
ze śmiechu się zanosi
- pewnie chce dziur dorobić.
I nic mu nie sprzedała,
myśląc że se żartuje.
Tak się zrewanżowała;
- niech idzie, lub coś kupuje.
Ale ja jestem głodny
- proszę ser byle który.
A ona głosem chłodnym;
- mogę ci sprzedać dziury.
Satyra w brzuchu gniecie,
w żołądku coś go strzyka.
Teraz już chyba wiecie,
jak ciężki jest los satyryka...
właśnie wróciłem z pikniku we wsi Jeruzal, gdzie kręcono serial Ranczo...i mam na oryginale w/w satyry autografy Cezarego Żaka i jego żony Kasi
Komentarze (9)
Wesoło i z humorem ale rytmu nie trzyma, pewnie też
dla śmiechu.
jak widać ciężki jest los Satyryka w Satyrze..ale ty
dajesz sobie doskonale rade...pozdrawiam
Fajny, wesoly...:)))
Podoba mi się twoja satyra na złą sprzedawczynię.
witaj, świetny wiersz, lubię takie, pozdrawiam.
Problem leży w tym, że choćby satyra była
najcelniejszą z celnych, to niewielu traktuje ją
poważnie (czyt. satyryka). Złożone emocje, ciężko się
interpretuje, ale czy jest to wytłumaczenie...?
Pozdrawiam. ;)
Satyryk tylko obnaża rzeczywistość którą zauważa.
Pozdro...
Tak dla równości w ostatnim wersie wystarczy "taki los
satyryka" :)))
Prześwietny i przezabawny wiersz ;) Szczególnie podoba
mi się zwrotka z wersem "-mogę Ci sprzedać dziury" ;D