Satyra na służbę zdrowia
nic sie nie zmienia pomimo upływu lat.....
Grypka mnie złapała,
Katar z nosa leci,
Do lekarza biegnę
Z babcią siedzą dzieci.
Przychodnię odnaleźć
To niewielka sztuka,
Lecz zostać przyjętym-
Wyższa już nauka.
Wolno, bom słabiutka,
Po schodach się wspinam,
Wyprzedza mnie nawet
Zgarbiona babina.
Recepcja przede mną,
Tłum ludzi się kłębi.
Wszyscy na raz krzyczą ,
Bo chcą być przyjęci.
A tu brak stempelka,
A tam brak książeczki.
Obok dziecko płacze,
Jakaś babcia kwęczy.
W recepcji matrona
Stęka i narzeka.
A ja tylko patrzę
I cierpliwie czekam.
Udało się! Cuda!
Biegnę prawie zdrowa,
Zaraz się dostanę
Do Pana doktora!
Siedzę sobie cicho
Na doktora czekam.
Czekam bardzo długo,
A on ciągle zwleka.
Mijają minuty,
Godziny się dłużą,
A obok pacjenci
znudzeni się burzą.
Nagle coś skrzypnęło,
Drzwi się uchyliły.
Słyszę ciche” PROSZĘ”-
Jakiś głosik miły.
Jakaś miła Pani,
Myślę w duchu sobie.
Zaraz da mi leki
Co mi ulżą może.
Zadzwonił telefon,
Jeden, potem drugi,
A ja ciągle czekam
Na doktor usługi.
Siedze i się nudzę.
Pani doktor gada.
„PRZEPRASZAM, JA CZEKAM”
głośno podpowiadam.
Spojrzała z wyrzutem
Na me marne zwłoki
„SŁUCHAM” mi rzuciła
z uśmiechem szerokim.
Zatem opowiadam,
Ze w gardle mnie drapie,
Że mi w uszach szumi,
Że mi z nosa kapie.
Skończyłam wypowiedź,
Ona głową kiwa.
„NIE POMOGĘ PANI-
REFORMA MNIE TRZYMA.
REFORMA BLOKUJE,
IZBA KONTROLUJE,
PAŃSTWO NIE CHCE PŁACIĆ,
A PACJENT CHORUJE”
Mądrze Pani gada,
Lecz cóż ja- tak chora.
W końcu chcę się leczyć
Darmo u doktora.
Tu jest pewien szkopuł-
Numerki wydano.
Jeśli chcę się leczyć
Musze przyjść tu rano.
Siedzę zadumana,
a ona się kręci
„MOGŁABYM COŚ POMÓC
ALE TRZA ZACHĘTY”
„ILE”- pytam cicho.
„ILE DASZ TO WEZMĘ-
NIE WIĘCEJ NIŻ TYSIĄC
I NIE MNIEJ NIŻ PIĘĆSET”
Dałam babie w łapę
I wyszłam już zdrowa!
Bez leków, leczenia.
Wiwat służba zdrowia!!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.