w skromnej ramce czarno- biała...
trzyletnia dziewczynka przebrana
w góralski chłopięcy strój
(fotografowi przypominała chłopca)
uśmiechnięta całą buzią
z ciupagą w pulchnej dłoni
wspomnienie Rabki i pierwszych klapsów
wymierzonych przez wychowawczynię
za upór który nie pozwolił
sprzątać klocków rozrzuconych przez inne
dzieci
(lalki pousadzała przecież na baczność)
jeszcze szpital i szmaciana lala
z nogami po samą szyję
dyndającymi ku uciesze pielęgniarek
i krzesło zdradziecko zabrane
od łóżeczka z tralkami
co jak drabinka posłużyło do nocnej
wędrówki
w kierunku światła w korytarzu
w domu babcia sypała z rękawa
Konopnicką, Bełzę i Mickiewicza
wzruszała dźwiękami z Piwnicznej izby
Powrót taty uczył współczucia dla zbója
Pan Twardowski zdobywał księżyc
mama znad robótki recytowała
Romantyczność
(bolała bezduszność szkiełka i oka)
dzisiaj właściwie dorosłe dzieci
ich całkiem niedawne zdjęcia
już zbierają przypomnienia
okraszone beztroskim uśmiechem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.