Skrwawione korzenie
Rodzino!
Kiedy nie było mnie jeszcze na Ziemi
- w Tobie złożyłem Nadzieję;
kiedy zaczynałem mówić
- Tobie ufałem.
Lecz odkąd zacząłem słuchać
coraz trudniej było mi Ciebie zrozumieć.
Słyszałem smutek, ból i nienawiść,
słyszałem i słyszę...
Nie nauczyłaś mnie szacunku, rodzino!
Nie Ty dałaś mi życie
i nie Ty je odbierzesz.
Sprawiłaś, że jestem tym,
kim być nie chcę,
a kim być muszę
- stworzyłaś mnie samotnym.
We mnie ocalały Twoje resztki;
to, co z Ciebie zostało
żyje w mym sercu.
Jest w nim także miejsce na wspomnienie
o Twoim dawnym świetle
i późniejszych już tylko przebłyskach,
lecz nie ma tam miejsca na Nadzieję,
która przykryta cieniem ostatnich
wydarzeń
zginęła.
Kiedy otworzyły się moje oczy
coraz rzadziej chciałem na Ciebie
spoglądać.
Widziałem smutek, ból i nienawiść,
widziałem i widzę...
Ty mnie nie widzisz,
nie walczysz już o mnie,
opuszcza Cię siła,
umierasz.
Nie widzę w Tobie miejsca na miłość,
nie widzę miejsca dla siebie.
Rodzino! Zatruty rozum Twym ciałem
kieruje;
ten właśnie rozum odrzucił serce,
które skrwawione uciekło żyć same,
bić samo dla siebie,
bo nie było nikogo, kto chciałby wysłuchać
jego płaczu.
Rodzino! Twoja głowa z robaczywym
rozumem
odrzuciła serce
- odrzuciła mnie.
Umierasz, rodzino!
Bez serca, z wyczerpaną duszą i chorym
rozumem
ciało żyć nie potrafi.
Odrzuć więc rozum, duszo,
i sercu pozwól powrócić,
nie zostawiaj mnie samego!
Duszo!
- Matko!
Ty jedna mnie w życiu kochałaś,
choć często ciężko Ci było mój płacz
zrozumieć.
W Tobie opoka miłości i wiary,
w Tobie siła Boża.
I ja Cię miłuję...
Dzisiaj czuję już
- tak wiele ran mi zadałaś, rodzino.
Czułem smutek, ból i cierpienie.
Czułem i czuję...
czuję...
Komentarze (1)
Wiersz, za wierszem wszystkie przepełnione smutkiem,
żalem i goryczą. Jak one - Twe wiersze - mocno
krzyczą. Czy mogę Ci pomóc pozytywną poezją moją, by
była w Twym samotnym cierpieniu - jak na pustyni oaza
- ostoją?