Słodkie bzy...
Gdy umarła wiatr przestał wiać.
Słońce zgasło na chwilę.
Już gotowały dla niej mogiłę
słodkie bzy.
Wszystko stanęło,
wszystko umilkło.
cieszę przerwał krzyk.
Krzyk pełen żalu i rozpaczy,
który mówił:
Ona już słońca nie zobaczy,
już nigdy nie poczuje wiatru.
Dziś jej zimne ciało w grobie spoczywa.
Tak to jest, jak zło wygrywa.
Dlaczego to zrobiła?
Nikt nie wie.
Może nikt nie pomógł,
gdy była w potrzebie?
Może ktoś ją zranił?
Nikt nie wie.
Wiedzą tylko słodkie bzy.
Co każdej nocy
śpiewają jej cichutko
kołysankę na dobranoc.
Tylko one wielką tajemnice znają,
Wiedzą?
Nie powiedzą?
Ależ mówią...
Mówią i błagają o wysłuchanie.
Bo wiedzą, że Jej dusza obłąkana
na zawsze tu zostanie...
Komentarze (2)
a mnie się ten duch romantyzmu podoba - brakuje mi
tylko mgły...
Nijako - unosi się nad tym duch romantyzmu, ale w
negatywnym znaczeniu. Słaba historia, taka o niczym,
nie wyjaśnia, ale też nie zmusza do zadania pytania -
dlaczego? Dlaczego? Bo takich opowiastek ufryzowanych
na wiersze była już niezliczona ilość.