Smak domu bywa jak brzytwa
Dziś kolejny dzień pracy, modlitwa, praca , a wieczorem do nocy modlitwa.
"Smak domu bywa jak brzytwa".
07.05.2020r. czwartek 09:55:00
Smak domu bywa jak brzytwa
Podcina, nie tylko skrzydła,
Ale czasem i gardło i egzystencję.
Deszcz majowy tego nie zmyje,
Nadeszła wiosna tego nie ogarnie.
Bele do lata, a potem w cholerę.
Wirus mniej i mniej boleśnie zabija
Niż cała reszta.
Ja wierzę, że kiedyś przyjdziesz,
Przyjdziesz po mnie,
Tak jak ona,
Biała i na pewno nie solniczka.
Zostań w domu,
Daj się gnębić, poniżać, obrażać.
Wirus Cie nie zabije,
Ale zabije Cię coś innego.
Zaraza wyniszcza,
Doprowadza do białej gorączki.
Zejść temu z drogi?
Ja się pytam jak,
Jak zaraza pojawia się
I naskakuje wszędzie,
I o każdej porze.
Zareagować, odszczekać?
Czasami nie ma innego wyjścia,
Trzeba, bo ileż można znosić.
Momenty do żałowania,
Wiadoma rzecz już na samym początku,
Ale ciemnota nie kuma,
Zaciemnienie organizmu,
Tego organu,
Ale resztek tego, co z niego pozostało.
Czy piszę to w emocjach?
Nie
Czy piszę to specjalnie?
Trochę tak.
Czy będę tych słów żałować?
Być może tak
Czy cofnąłbym te zdarzenia?
Nie wiem
Czy powtórzyłbym to jeszcze raz?
Cholera pewnie, a może i dobitniej,
Bo i tak się powstrzymuję.
Czy cała ta sytuacja ma coś na
usprawiedliwienie?
Czy do diaska ja mam coś na
usprawiedliwienie?
Pewnie, że tak.
Jednak kto by posłuchał od poczatku do
końca?
Wygarnąłbym 32 lata życia
I po co nam to na stare lata?
Przecież z tego świata niebawem odchodzić
trzeba.
Czy czuję się współczesnym męczennikiem,
Ofiarą systemu?
Zależy jak na to spojrzeć,
To odpowiedzi są i tak, i trochę tak.
Ostatnio jestem autorem mało poczytnym,
Może nie dotrze to do wielkiego grona
odbiorców.
O dwóch, a nawet trzech rzeczach doczesnych
marzę,
To trzecie jest złożone, ale nie trzeba
rozwijać.
Poza tym mam jedno marzenie jeżeli chodzi o
życie wieczne.
Jeżeli wszystkie doczesne muszę wyrzucić do
kosza,
Pozwolić je deptać, pluć na nie, obrażać
I nie chcę się brzydko wyrażać co
jeszcze
To niech tak będzie.
Najważniejsze by do wieczne się
spełniło.
Jednak przez całe to zło,
Które się dzieje, jest przywoływane
I w pewnym stopniu adorowane
Może nie być ani doczenego,
Ani wiecznego.
Nie chcę być potępiony,
Wielogodzinne modlitwy,
Nie są po to by się chwalić.
Mam taką potrzebę,
A co innego mam robić.
Poza różnymi robotami
Coś trzeba.
Różaniec, krzyż i modlitewnik tulę,
Coś trzeba tulić,
A obok poza tym
Tylko powietrze do tulenia,
Ale one ciężko uchwytne
I ciężko się nim oddycha.
Kończę, bo nie mam w sobie
Tyle jadu,
Na ile wskazuje ton.
Miło, że jesteście, nie wielu was, ostatnio prawie do zera spadła moja popularność, ale rozumiem, że to rewanż za brak mojej aktywności.
Komentarze (7)
Żyjemy z dnia nadzień nie wiedząc czy to kres naszego
życia czy już mamy odejść do wieczności - wierzę że
modlitwa pomaga przetrwać najgorsze dni w życiu a
sądzić będzie nas Bóg - pozdrawiam
amorku życząc zdrowia :-)
Wymowny, widzę ten jad...optymizmu życzę.
Jaszcze Amorku przyjdą piękne dni .... Pozdrawiam
serdecznie ...
Podpisuję się pod komentarzem J.K.
Miłego dnia, Amorze :)
"Przecież z tego świata niebawem odchodzić trzeba."
Nikt nie wie na szczęście, co komu jest pisane ani
przeznaczone. Mimo to (a może dlatego) należy tak żyć,
jakby już jutro nas tu już miało nie być. Pozdrawiam.
Z wiarą, modlitwą, z Bogiem, moim zdaniem znacznie
łatwiej się żyje, pozdrawiam serdecznie, w zdrowiu i
uśmiechu, udanego dnia.
Dwie literówki masz.
Różaniec jest poważną przeszkodą do wieczności, a
nawet może jej pozbawić.
Pozdrawiam :)