Śmiech ksieżyca
Księżyc nade mną drwiąco świeci.
Pyszni się swym blaskiem, stałością swą
przeraża.
Wymowną ciszą pognębia całe to stado
zabiegane, rozgadane,
rozdrobnione i scalone,
rozczulone i rozwścieczone
co umiera w jego blasku.
Szydzi z dążności i niemożności,
nieosiągalnej doskonałości,
strachu, radości, nadziei i zawodów.
Myśli goniące za czynami,
czyny goniące za pragnieniami.
Zabawy w berka i chowanego.
Nic to.
On wciąż świeci bezczelnie,
wywyższając się co dzień.
Gdzie uciekać?
Gdzie schronić się przed prześmiewcą?
Przed wzniosłymi ideami ginącymi w ludzkiej
naturze.
"Był to lęk nieistnienia, strach niebytu, niepokój nieżycia, obawa nierzeczywistości"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.