Smutna codzienność
nagłe uderzenie fali gorąca
przeszywa me ciało
buzuje wewnątrz
niczym kolejna dawka heroiny
czuję mrowienie w palcach
dreszcze ogarniają me ciało
trzęsę się cała
nie
to nie atak epilepsji
zaciskam zęby
szkliwo pęka kolejny raz
paznokcie przebijają skórę
powietrze jest zbyt gęste
nie przepływa przez krtań
nie
to ja nie pozwalam mu dotrzeć do płuc
zbyt głośno krzyczę
znów uderzam niszczę
i rozrzucam
następna szklanka
rozbija się o ścianę
nie słyszę twych przekleństw
nie słyszę nic
ból rozrywa czaszkę
nadgryzione usta plamią się krwią
kłucie w sercu
tak szybko bijącym
budzę się pod oknem
jak zawsze
podrapana
poraniona
zapłakana
pytam z lękiem
samą siebie
dlaczego...?
i nigdy nie wiem...
...chyba już zupełnie sobie nie radzę...
Komentarze (4)
Troszke więcej nadziei i optymizmu,świat jest piękny a
ty pięknie piszesz wiersze.Pozdrawiam cieplo
unicestwiające sny...są efektem kodującej
podświadomości... różne stany emocji, zwykle silnych,
leków, obaw i niepewności...To Twoja podświadomość
napisała ten wiersz.
Życie jest jedną wielką wędrówką wypełnioną zakrętami
i cierniem. Tak wiele pytań jest, ale odpowiedzi
liczymy nieliczne. Wiersz bardzo mocny i wyrażający
ten jakże wielki smutek i ból. Lecz pamiętaj, że
kiedyś słońce wychodzi zza chmur, może nie jutro, może
nie za tydzień, ale na pewno kiedyś wyjży...
Podoba mi sie Twój wiersz, choć nie jest optymistyczny
dobrze ze piszesz o tym co czujesz.pozdrawiam