*Sobie naprzeciw*
Wyjdę znów sama sobie naprzeciw
Wzruszając ramionami na konwenanse
A gdy niezbite dowody przestaną mieć
znaczenie
Rozmarzę się nad zapatrzeniem
Nie będę już wtedy zaborcza
I dłoni nie złożę do modlitwy
Klękając na czerwonym dywanie
Nie ułożę modlitw z formułek
niezapomnianych
Oczu nie skieruję ku niebu szukając
natchnienia
W swej niepewności
Spojrzeniem powędruję zbyt daleko
Uciekając przed prawdą grzesznych
wartości
Wzrok w martwym punkcie zaplączę
Spoglądając zbyt prosto w oczy zapomnę
O prawdzie już nigdy nie wspomnę
Uparcie poszukam kompromisów
Pałając nagłą niechęcią do wszelkich
niezgodności
Nie zapytam dokąd ani po co
Gdy wśród tłumnej samotności niechcący
odnajdę przystań
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.