Spotkanie
Szedłem ku obliczu śmierci w moich oczach
umarł blask, moje serce było zimne jak
przykryty śniegiem głaz. Szedłem prosto w
jej objęcia poprzez ciemność i przez mgłę,
nie widziałem w życiu sensu póki nie
spotkałem cię. Wyszłaś do mnie prosto z
mroku niczym duch w burzliwą noc, chyba
szłaś w tą samą stronę by cię okrył śmierci
koc. Zapytałem co tu robisz wśród ciemności
i we mgle, nic mi nie odpowiedziałaś tylko
przytuliłaś mnie. Po policzku mym spłynęła
pojedyncza słona łza, otarłaś ją swoją ręką
i zniknęła wokół mgła. Poczułem że jest ci
zimno więc oddałem ci swój płaszcz, wnet
się rozproszyła ciemność i ujrzałaś moją
twarz. Nie widniał już na niej smutek w
moje oczy wrócił blask, uśmiechnąłem się do
ciebie i poszliśmy poprzez las.
Za lasem czekało szczęście którym dziś
dzielimy się, tak jak dzieliliśmy ciepłem
tej pamiętnej nocy w mgle.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.