Spotkanie przy stawie
Siedziała przy stawie,
na pięknej, zielonej murawie.
Nieco przygarbiona,
jakby wystraszona.
Patrzyła w tafli odbicie,
lęk przeszedł ją skrycie.
Odwróciła głowę w bok,
jej oczy ogarnął mrok.
Łzy się ukazały,
i twarz zalały.
Nie mogła na siebie patrzeć,
chciała ten obraz zatrzeć.
„Brzydka, przygarbiona
ropucha.”
Pobladła jak by zobaczyła ducha.
Staw jej oblicze ukazał,
całe jej pragnienie zmazał.
Chciała zauroczyć,
wokół pięknych dam kroczyć.
Chciała mężczyznę spotkać,
ale przyszło jej tylko łkać.
Bo kto na ropuchę spojrzy,
i piękno w środku dojrzy?
Przy stawie sama siedziała,
gorzko, głośno płakała.
Mijały sekundy, minuty,
kiedy usłyszała nuty.
Twarz dłońmi przetarła,
nos chusteczką otarła.
Za siebie spojrzała,
i go ujrzała.
Piękny wysoki, dojrzały,
w jego oczach iskry błyskały.
Gwizdał cicho wesołą melodie,
serce poruszyło się jej na dnie.
Podszedł do niej szarmanckim krokiem,
jakby z przygotowanym na nią wyrokiem.
Uklęknął na jedno kolano,
ona zarumieniona, jak by ją żarem
polano.
Mężczyzna łzy jej otarł,
a kciukiem usta lekko potarł.
„Czemu płaczesz piękny
kwiecie?”
„Czegóż wy chcecie?”
Nie odpowiedział jej od razu,
jego twarz przybrała przyjaznego wyrazu.
Usiadł obok niej i patrzył w oczy,
ujrzał i zrozumiał, że coś je mroczy.
Po policzku ja pogłaskał,
powoli coś ułaskał.
W stronę wody odwrócił jej twarz,
„Proszę nie każ...”
Nie dokończyła proźby,
ujrzała w jego oczach groźby.
„Piękny kwiecie, najpiękniejszy,
najukochańszy, najcudowniejszy.
Mnie przyciąga do ciebie twe serce,
aż rwą mi się do ciebie ręce.
Dla mnie piękno wewnętrzne,
jest najważniejsze”
Ona wielce poruszona,
została całkowicie oczyszczona.
Na jej ustach uśmiech zagościł,
który tak długo pościł.
On w swych ramionach ją skrył,
i w sercu miłość wyrył.
Nareszcie ona spokojnie,
mogła zaznać radości hojnie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.